Złoty cielec
Dzisiaj będzie nietypowo, zwłaszcza dla mnie. Przestrzeń miejsca to nie tylko strefa turystyczna, rekreacyjna czy pokazowa. Miasto kryje w sobie ślady historii, poezję dnia codziennego, ale również obiekty, które dla przeciętnego zjadacza chleba stanowią miejsce mało atrakcyjne, a jednak przyciągające masy.
CENTRA HANDLOWE epicentrum życia. Powiedziałabym współczesne świątynie. Brakuje tylko złotego cielca... chociaż tutaj się mylę, dostępny za okazyjną cenę.
Czy macie swoje ulubione? Czy jeszcze ktoś pamięta, które powstało pierwsze? Ja pamiętam czasy WARSA i SAWY, które w niczym nie przypominają współczesnych obiektów.
Obserwując masy przebijające się codziennie przez te molochy zadaję sobie odwieczne pytanie DLACZEGO?
Dobrze, w jednym miejscu można wszystko: zostawić dziecko na zajęciach tanecznych, powyciskać z siebie siódme poty, by za pięć minut zapomnieć o diecie przy rodzinnym obiedzie w fast foodach, leczyć depresję zakupem kolejnej pary butów bez wyrzutów sumienia płacąc kartą męża, naciągnąć kochanka na nowe błyskotki... przy okazji nadrobić zaległości kulturalne - nie chodzi o godziny spędzone na podłodze Empiku czy potyczki intelektualne przy kawie w zaparowanych zerówkach od Ray Bana, ale obcowanie z kulturą przez akcje "poznaj dziką Brasilię", wspomagając przy okazji niezależnych projektantów wystawiających swoje rękodzieła za niebotyczne ceny koło stoisk ze swojską żywnością.
Czas jakby się zatrzymał.
Czy my powariowaliśmy?
Zatrważające są moje wizje społeczeństwa, które teraz spędza czas wolny w centrach handlowych, bo nie mają na siebie pomysłu, istotą ich życia jest komercjalizacja... o zgrozo.
To jakiś koszmar z którego chcę się obudzić...
Czy macie swoje ulubione? Czy jeszcze ktoś pamięta, które powstało pierwsze? Ja pamiętam czasy WARSA i SAWY, które w niczym nie przypominają współczesnych obiektów.
Obserwując masy przebijające się codziennie przez te molochy zadaję sobie odwieczne pytanie DLACZEGO?
Dobrze, w jednym miejscu można wszystko: zostawić dziecko na zajęciach tanecznych, powyciskać z siebie siódme poty, by za pięć minut zapomnieć o diecie przy rodzinnym obiedzie w fast foodach, leczyć depresję zakupem kolejnej pary butów bez wyrzutów sumienia płacąc kartą męża, naciągnąć kochanka na nowe błyskotki... przy okazji nadrobić zaległości kulturalne - nie chodzi o godziny spędzone na podłodze Empiku czy potyczki intelektualne przy kawie w zaparowanych zerówkach od Ray Bana, ale obcowanie z kulturą przez akcje "poznaj dziką Brasilię", wspomagając przy okazji niezależnych projektantów wystawiających swoje rękodzieła za niebotyczne ceny koło stoisk ze swojską żywnością.
Czas jakby się zatrzymał.
Czy my powariowaliśmy?
Zatrważające są moje wizje społeczeństwa, które teraz spędza czas wolny w centrach handlowych, bo nie mają na siebie pomysłu, istotą ich życia jest komercjalizacja... o zgrozo.
To jakiś koszmar z którego chcę się obudzić...
a może to sen...
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz