Galmok


 
Stopień mojej ignorancji bywa nieproporcjonalny do uroku osobistego.
Spotkamy się w GALMOK.
A ja za cholerę nie wiem, gdzie...
Należało blondynce wyjaśnić jak krowie na rowie.
Oczywiście wiadomo, że ja do takich miejsc to wchodzę lotem koszącym, a wychodzę jeszcze szybciej niż się pojawiłam. Ale w pewnych okolicznościach człowiek nagina swoje zasady - siła wyższa.
Takim oto sposobem zostałam zaprowadzona do lokalu, którego nie spodziewałam się znaleźć w takim miejscu.
VAPIANO
Czuję miętę do włoskiego. Będąc w słonecznej Italy byłam zachwycona nie tylko architekturą, włoskim temperamentem, czy modą, ale przede wszystkim jedzeniem :-) Mogłabym niczym Elizabeth Gilbert spakować małą podręczną walizkę i odkrywać tam siebie, piękno języka i kuchni. Póki nie mogę wybrać się do raju szukam jego namiastki na miejscu. Z restauracjami serwującymi pizzę bywa różnie, o czym następnym razem, ale tym razem zostałam mile zaskoczona.
 
 
Pierwszy raz byłam w miejscu w którym na dzień dobry człowiekowi wciskają z uśmiechem kartę i mówią idź... wybieraj co chcesz...  Podchodzisz do części, gdzie kucharze na twoich oczach przygotowują wybrane potrawy. Zamawiasz na kartę, dostajesz bączka, spotykanego w poniektórych kebabowych salonach, więc nie czujesz się już jak ignorant do kwadratu. Przy kolejnym stoisku desery, napoje. Znowu karta ciach, a ty idziesz szukać siedziska. Bączek brzęczy idziesz z bananem na ustach, odbierasz i już.


Pizza cienkie chrupkie ciasto, moc naturalnych składników, rozmiar godny polecenia... cenowo do przeżycia. Wolę już tutaj dołożyć niż wybrać popularne sieciówki, które serwują gumowe ciasto hańbiące to co piękne w pizzy.



Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger