prasówka wakacyjna vol.1






Czasem człowiek jest głupi i zapląta się w jakąś pętlę, co to żyć mu nie daje. Sytuacja wydaje się beznadziejna, ale przecież zawsze jest jakieś wyjście awaryjne... moim jest Wrocław. Za każdym razem odkrywam coś nowego. Nie byłabym sobą gdybym nie udała się do POLISH LODY - nawet kolejki mnie nie odstraszają. Odkryłam najlepsze bajgle, które konsumowałam na Placu Społecznym przed koncertem Pauli & Karola, którzy skradli mi serce i zdobyli wierną fankę, co to jest gotowa po Polsce jeździć, żeby ich znowu posłuchać ;-)
Pierwszy raz skusiłam się na burgera z FOOD Tracka i gdybym była konsekwentna to pewnie byłby to ostatni raz, ale przecież nie poddam się po pierwszym... co to wylądował w koszu, więc tych z placu z iglicą nie polecam.
Pokochałam kuchnię kubańską i dzięki urzekającej właścicielce już żałowałam, że muszę wracać do stolicy zamiast w poniedziałek pojawić się na zajęciach z salsy :-( za to gazpacho, chili con carne oraz ciasto bananowe z 3 Maja uśmierzyło mój smutek, a dodatkowo zaspokoiło głoda po wspinaczce na Ślężę :-)





Żeby nie było, że stolicy nie chwalę... tylko tutaj mogę natrafić na włochate pomarańcze :-)
zapiekanki co to wchodzisz do lokalu i cię odrzuca, ale warto się przełamać :-P
małe czerwone, co są stworzone z myślą o mnie :-D
najlepsze piwo w mieście nadal podają w Kuflach :-)



Doceniając uroki swojej "dzielnicy" podwarszawskiej udałam się na artystyczne zajęcia z sutaszu - jak na pierwszy raz jestem mega z siebie dumna :-)

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger