Filipinka w poszukiwaniu siebie

Filipinka w poszukiwaniu siebie

 


 
Czasem się potykamy, często o własne nogi. Czasami próbujemy coś naprawić, czasem za bardzo. Czasem wydaje się, że piękne w swojej prostocie "przepraszam" wystarczy. A czasem okazuje się, że to za mało, ale przynajmniej próbowaliśmy. A czasem czekając na innych możemy odnaleźć siebie. Czasem warto się (po)zgubić, żeby odnaleźć siebie. Nie mając siebie nie możemy być z innymi.


KAWKA
znana od ponad 8 lat zmienia właścicieli jak rękawiczki, ale jest i to się liczy najbardziej
zwłaszcza w dobie wiecznie znikających małych lokali, co to nie wytrzymują próby czasu.
Zamach stanu

Zamach stanu


 
 
Jeśli poniedziałek zaczyna się od strajku i wtargnięcia Ministra o czym donoszą wszelkie media, a ja mam spotkanie na szczycie to coś wisi w powietrzu. Nikt mi nie powie, że nie można lekceważyć przeczucia - wtargnęłam do Kluski i się zaczęła czarna fala. We wtorek powędrowałam do Mleczarni, bo zapragnęłam złamać klątwę, ale było coraz gorzej - pierwsza oznaka - krzykliwy napis NIE MA PIEROGÓW ZE SZPINAKIEM. Grzecznie się pytam DLACZEGO??? toż to już drugi tydzień trwa, ile można narażać klienta na rosyjską ruletkę przy celowaniu w pozycję z menu i pozbawiać czegoś co kocha. Na marginesie szerokim łukiem omijać grykos, a raczej coś co tylko w nazwie jest grykosem, ale daleko mu do tego.
Nie wiadomo. Jak można nie wiedzieć. Proszę zupę pomidorową - NIE MA POMIDOROWEJ - ale jak to??? świat schodzi na psy - jak może nie być POMIDOROWEJ - TO JAK POZBAWIĆ POLAKA POLSKOŚCI. - jak Pani poczeka to będzie. To czekam, zabijając czas czekaniem na naleśniki ze szpinakiem na pocieszenie. A do łapy dostaję wibrujące urządzenie, co w pierwszej myśli przywodzi mi bar z KEBABem - siadam w nadal zatłoczonym barze i dumam wpatrując się w urządzenie, bo nie mogę skupić się na rozmowie - urządzenie emituje dziwne fale świetne, a potem przyprawia mnie o zapaść, kiedy z nienacka się uruchamia. Odbieram naleśniki - już mam się do nich zabrać, ale coś mi mówi - może jest zupa. Idę. Staję grzecznie i proszę o zupę, bo garnek z pomidorową wywęszę wszędzie. Pani z lekką wadą wymowy mówi zaraz i obsługuje pana. No dobra, rozumiem, ale ja byłam pierwsza!!! Potem ewidentnie olewa mnie zajmując się porządkami w garnkach, jakby one były ważniejsze od klienta. Czekam cierpliwe, bo z natury jestem CIERPLIWYM CZŁOWIEKIEM.
Podchodzi kolejna Pani i udaje, że mnie nie widzi. Nie zapyta, czy może pomóc - obsługuje kolejną Panią, co to właśnie złożyła zamówienie i dostała OD RAZU ZUUUUPĘ. Gdybym się nie zbuntowała to bym pewnie tam stała jak sierota do zamknięcia. Ale nadal twardo z szerokim (kto mnie zna wie o co kaman) uśmiechem proszę o POMIDOROWĄ. Pani bez zastanowienia zapodaje do miski makaron! W ostatnim ułamku sekundy udaje mi się uratować miskę przed zrzutem - ląduje w niej ryż. Ufff... siadam i konsumuję. Zupa ok, ale...  jak doszłam do naleśników okazało się, że najlepszy z nich jest naleśnik, bo ze środka zaczął wyciekał zielony płyn... Dwie knajpy, które dokonały zamachu na moje jedzeniowe nawyki wprowadzają we mnie stan oporu, buntu i STRAJKu!!! Trzeciego dnia przyjechałam do pracy z własnym jedzeniem, nie chciałam narażać własnej osoby na skrajn załamania nerwowego. Mój domowy dostawca postanowił mnie wykończyć dobrymi chęciami przygotowując posiłek. Jak tu nie kochać ludzi. Obawiam się, że jak ja zacznę gotować to już można szykować mogiłę. Alternatywą jest głodówka albo przejście na dietę ziemniaczaną.



 
Ave ALPHA z Predatora - zakochałam się w demobilach :-)
 
CNK

CNK

 
 
Jeśli można zakochać się w człowieku po pierwszym spotkaniu, spojrzeniu to równie dobrze można zakochać się w miejscu. W przypadku tej miłości uczucie za każdym razem wzrasta i nie gaśnie, więc podejrzewam, że do grobowej deski będę wielbicielem Centrum Nauki Kopernika.

































Za każdym razem poznaję coś innego, uczę się, odkrywam nowe zakamarki, a przede wszystkim bawię się wyśmienicie i daję upust dziecku, które drzemie w każdym dorosłym i jest mi z tym dobrze. Miejsce idealne na rodzinny wypad, na lekcję w terenie - o czym świadczą tłumy. Ale także idealne na randkę :-)
Bez względu na powód warto tam się wybrać chociaż raz, żeby doświadczyć tego na własnej skórze.













A na deser SYRENKA, a co :-)
Kobieta-syrena też musi mieć swoje 5 minut sławy na moim blogu ;-)



Skarby dwa

Skarby dwa


 
Z racji swojej profesji bywam czasem tu i tam. Tym razem padło na Pałac Ministrów Skarbu. Wiadomo gdzie skarby są tam i skarb musi podążać. Suchar dnia.
Pierwsza część wystąpień nie była porywająca, ale nie liczy się jak ktoś zaczyna tylko jak kończy.... ale o tym to powinni wiedzieć mężczyźni. Prawdziwi wiedzą, a reszta wiadomo...  Chociaż w tym przypadku środek był piorunujący.



 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Przeczuwając, że spotkanie z Kuratorium może odbić się czkawką nastąpiła natychmiastowa ewakuacja w jedynym słusznym kierunku: BUFET.  
Wnętrze jest jak piękna kobieta onieśmiela, ale jak się ją lepiej pozna okazuje się, że jest spoko i nawet ma bogate wnętrze.
Zupa neapolitańska okazała się pyszną zupą z dużą ilością seeeeera :-) Do tego karkówka z lekko słonym sosem, ale nie można narzekać. Nikt nie jest ideałem, nawet tego nie oczekuję.
W zestawie surówki do koloru i sok za jedyne 17,00 a wystarczyło na cały dzień.





 
A teraz moja wisienka na torcie. Zakochałam się w mundurowym <3
dawno nikt mnie tak nie porwał, nie urzekł, nie doprowadzał do łez ze śmiechu.  
Życzę sobie, żebym częściej spotykała takich mężczyzn na swojej drodze - osiągnęłabym pełnię szczęścia. A wam życzę, żebyście choć raz w życiu byli na takim wykładzie/spotkaniu/warsztacie/konferencji, gdzie człowiek porywa ludzi mówiąc o sprawach śmiertelnie poważnych.



Basia miała fajną kitę

Basia miała fajną kitę

W takich miejscach człowiek przypomina sobie drzemiącego w zakamarkach duszy dzieciaka, co to z radości skacze na widok wiewiórki. Moja Baśka była na maksa oporna i nie dawała sfotografować się inaczej jak tylko ukazując swój majestatyczny ogon. Rude to wredne? Nie sądzę - modelka jak każda kobieta uwydatnia swoje walory :-)

Tutaj muszę się przyznać pierwszy raz widziałam taką kaczuchę. Nie mogłam od niej oczu oderwać tak mnie fascynowała.


 Urokliwa altana w sam raz na romantyczne wyznania...

 
W związku z tym, że Łazienki otworzyły swoje wrota dla zwiedzających kolejka do Pałacu na Wodzie ciągnęła się w esy-floresy na placu. Nie czując potrzeby wystania swojego skierowaliśmy swoje kroki do pozostałych budynków. "Budka" z goframi konkurowała w długości kolejki - unoszący się w powietrzu zapach nęcił niemiłosiernie. Co poniektóre kompleksy zachęcały do odwiedzin, ale po bliższych oględzinach okazywało się, że są zamknięte na cztery spusty. Z uporem maniaka przemierzaliśmy alejki. Pałac Myśliwski ugościł nas należycie, a my buszując po królewskich salach wydawaliśmy należyte ochy i achy dla zachowania pozorów uradowanej dziatwy, co to na oczy takiego bogactwa nie widziała, jakby nasze mieszkania niczym nie przypominały mijanych sal :-P

 
Jakaś Panna straszy w Muzeum :-)

 
Mol książkowy zawsze znajdzie coś dla siebie.

                                                                         
                                                                          Urokliwy salonik muzyczny.

 
Nie ma to jak kunszt fotograficzny - jajo :-)


PS. do końca listopada za darmo można zwiedzić również Zamek Królewski, Muzeum w Wilanowie oraz Wawel, gdyby ktoś przypadkiem wpadł do dawnej stolicy :-)


http://www.lazienki-krolewskie.pl/pl/aktualnosci
Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger