Z serii co robi blondynka część 2
Co robi blondynka jak ma wolne chorobowe na podreperowanie zdrowia? Zakłada rękawice i podejmuje walkę z piekarnikiem, ponieważ ubzdurała sobie, że będzie gotować :-) jak to może się skończyć?
głową w piekarniku
Miał być krem z buraków wyszło jak zawsze kiedy zasiadam do garów - zupa nie przypominająca konsystencją kremu, ale jednak zupa, więc pierwotny plan spełniony.
W przepisie było jasno - wyszorować buraki - co robi blondynka - ale jak to? szczotką czy jak?
no ubaw po pachy na szczęście opamiętałam się w ostatniej sekundzie, umyte buraki zawędrowały do piekarnika i tak sobie tam siedziałyby przez pół dnia, bo piekarnik złośliwa maszyna pracuje i nagrzewa się jak mu się podoba, więc spędziłam pół dnia przy piekarniku. wkładając tam głowę niczym Virginia Wolf*.
Kiedy już osiągnęłam zamierzoną wersję buraków do garnka cierpliwie wrzuciłam posiekane ząbki czosnku oraz imbir. (poddusiłam).
Dorzuciłam pokrojone buraki, pomieszałam cierpliwie, dolałam mleka kokosowego oraz wodę. Mikstura nabrała koloru, gotowała się z minutnikiem więcej niż potrzeba na wszelki wypadek. Doprawiłam solą, płatkami chili oraz pieprzem. Zmiksowałam i byłam szczęśliwa nawet, jak nie była kremem.
Dobra, a teraz w woli wyjaśnienia - kuszące nadal jest przerobienie blondyny na bloga jak to blondynka nie powinna gotować :-) ale w związku z tym, że w najbliższym czasie nie wybiorę się nigdzie, a oprócz zwiedzania nowych miejsc w głównej mierze chodzi o jedzenie - będą zdjęcia z moimi daniami, żebym mogła się poczuć jak bloger będący za pan brat z garnkami :-)
a potem wrócę na utarte szlaki.
*pewnego razu będąc w wannie uzmysłowiłam sobie, że popełniłam błąd rzeczowy - zostawiając go postanowiłam zrobić sama sobie psikusa - czy uważny czytelnik zauważy?
Dla sprostowania Virginia Woolf - napchała sobie kieszenie kamieniami i utonęła w rzece. To Sylvia Plath przegrała z piekarnikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz