kolacja w pekinie z kotem, który czyta
ostatnio moim domem stał się sławny PeKiN. buszowanie po niekończących się korytarzach, windy, które nie zawsze zawożą człowieka tam gdzie by akurat chciał, nie mogło obyć się bez poszukiwania miejsca, gdzie mogłabym się posilić.
standardowo zaczęłam od testu na pomidorówkę i muszę przyznać zdali :-) co do drugiego pokusiłam się o gołębia (nie-pokoju), bo to taki szlachetny ptak zawinięty w liść sałaty - porcja przeszła moje oczekiwania. odnoszę wrażenie, że panie czasem z dobroci serca dają mi porce chcąc mnie utuczyć, a ja potem walczę z porcją jak Napoleon pod Waterloo...
co by nie było warto zapamiętać, że jak poczujesz głoda, a będziesz pod patykiem spokojnie możesz skierować się na pierwsze piętro na prawo od szatni, gdzie dostaniesz dobre domowe jedzenie.
oczywiście nie byłabym sobą gdyby dzień miał skończyć się tylko na buszowaniu po PeKiN (wspomnę, że do tej pory nie odwiedziłam 30 piętra - czy z tego powodu nie jestem prawdziwym warszawiakiem? - w taką dyskusję się wdałam, a co)
piątunio zaczęłam intensywnie w doborowym towarzystwie kota, który czyta i jak widać lubi pozować nie tylko do zdjęć z książkami.. gala oskarowa może się schować przy naszej celebracji. nie mogło zabraknąć bykładanki, dobble, a na deser dixita :-) było bosko nie ma co ukrywać. tylko czemu z upływem lat człowiek coraz gorzej znosi skutki....
gdzie jest PeKiN?
nie umiem przejść obojętnie koło takich cudów ;-)
a dla tych co nadal chcieliby wesprzeć blondynkę buszującą po stolicy zapraszam do głosowania ;-)
a tu link do kota ;-)
1 komentarz:
Och, to był przemiły wieczór! Ściskamy z Blair :)
Prześlij komentarz