w drodze
Moja praca pozwala mi czasem ruszyć się dalej niż zazwyczaj, dzięki czemu wyściubiam swój nos poza granice stolicy i zwiedzam okolice. tutaj nastąpiło coś, czego się nie spodziewałam - tym razem nie będzie o jedzeniu, ale o otoczeniu. dom, który mijałam poszukując swojego miejsca przeznaczenia urzekł mnie zanim go jeszcze zobaczyłam w całej okazałości. jakbym mogła wybudowałabym replikę albo przeprowadziła się do takiego i już się z niego nie ruszała.
oczywiście nie mogło się obyć bez przygód - tym razem nie miałam mego opóźnienia, ale kolejne uważam za zaliczone :-) przynajmniej słońce okazało się łaskawe :-)
ostatnio odnoszę wrażenie, że pewien budynek daje mi coś do zrozumienia. gdzie się nie obejrzę to go widzę... np. w toalecie jako tapeta na trasie do Warszawy...
kolejny dowód, że mało potrzeba do szczęścia
a takie cuda znowu mijałam w pobliskiej cukierni...
lodowiska wyrastają jak grzyby po deszczu, a ja przypominam, że do 3.03.2016 można oddawać głosy na blondynę... jak na razie zapowiada się, że jednak nie pobiję swojego rekordu, więc uszczęśliwcie mnie jeszcze kilkoma głosami :-P
ja w ogóle nie wymuszam....
ja w ogóle nie wymuszam....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz