z serii misz-masz vel kuku na muniu


Gaja ostatnio daje mi do zrozumienia, że szczur i ona jest ważniejsza niż czytanie jakiegoś tam @RemigiuszaMroza, a przy okazji publikacji zdjęcia technika postanowiła po raz kolejny udowodnić mi kto tu jest górą - za żadne skarby zdjęcie nie chciało być w poziomie, a co... 


Ostatnio odkryłam na insta (gdzie przypominam jest blondynwarszawie - po raz N robię coś na co najlepszy programista by nie wpadł - zakładam konto, zapominam hasła, nie wiadomo jak zakładam nowe konto i nie można skasować pierwszego, bo nie pamiętam hasła, więc funkcjonuję ze zjedzoną literówką, która nie jest oznaką mojej ignorancji tylko nad wyraz przeciętnych umiejętności :-) 
ale miało być o odkryciu, a nie moich zdolnościach - ktoś wyłapuje SYRENKI na mieście i pokazuje je światu :-) to przypomina mi B. który pokazał mi swoją kolekcję sów z Wrocławia, których potem z uporem maniaka szukałam jak nawiedzona... zamiast krasnali oczywiście, bo to takie banalne. 


Ostatnio odkryłam w sobie "nawiedzonego" kibica. Jeszcze jeden taki numer Jakuba B. a stanę się posiadaczką koszulki z orzełkiem i 16 posłuży jako koszula nocna i będzie to szczyt mojego
patriotyzmu... schiza na maksa. Jak nie ma strefy VIP w zaciszu domowym to pod chmurką szukam jak nawiedzona, bo po ludziach chodzić nie wypada, chyba że do sąsiadów to już co innego... 



Sposób na Gaję - rozłożyć kocyk, dać kość (tudzież jakikolwiek substytut jedzeniowy) i można pod chmurką czytać. Tym razem udało się godzinę posiedzieć i konsumować w zaciszu  @SylwiChutnik @kieszonkowyatlaskobiet


 W związku z tym, że miałam okazję po raz ostatni wsiąść do pociągu... WKD to przy okazji uchwyciłam to i owo.

Tola-Lola-Wiola
odliczanie i świętowanie w tym roku zaczęło się wyjątkowo wcześnie, ale czasem tak bywa. Żywiec tęczę złapał, a ja odkryłam najlepsze FRYTKI BELGIJSKIE serwowane przez Tolę. A jak się jeszcze ktoś uśmiechnie to dostanie wypasioną porcję, więc polecam (dobra zadziałało w moim przypadku, więc reklamacji i zażaleń nie przyjmuję jakby ktoś nie dostał, ale i tak warto). Są mega pyszne, moim zdaniem najlepsze na mieście. Czuć autentycznego ziemniaka ze skórką, grubość zasłużona... do tego majonez i człowiek jest szczęśliwy. 




Oczywiście zamykanie roku skończyło się w Tajskiej knajpce na Noakowskiego - konsekwentnie próbuję nowych potraw. Omijam coś słodko-miodowego i jak na razie (tfu-tfu) jestem wniebowzięta (jak pewna Maria*). Jedzenie tam powoduje, że mam ochotę spakować plecak i jechać do Wietnamu lub Tajlandii, żeby móc porównać smaki, chłonąć widoki i nie odrywać oka od aparatu... kto wie, kto wie :-)



Jak widać patent sprawdza się - mała pochłania swoje, a pancia swoje :-) W moim przypadku dosłownie, bo jakoś inaczej w odniesieniu do Nurowskiej nie umiem. I niech ją... jak ona to robi, że ja z tą nieszczęsną Martą... tam.... ech i och...


A teraz najmilsza niespodzianka. Jestem prawie jak WARIATKA Z KOMAŃCZY - analogicznie wariatka z Warszawy - zamiast napawać się WOLNYM pognałam na szkolenie... trzeba mieć niezłe kuku na muniu, żeby odwalać takie numery, ale czego nie robi się dla własnego rozwoju??? tak sobie to tłumacz :-) wbiło mnie w fotel kiedy usłyszałam od jednej z uczestniczek, że "WIEDZIAŁAM, ŻE SKĄDŚ CIĘ ZNAM!!!" - okazało się, że po raz pierwszy w swoim życiu mam okazję spotkać czytelniczkę mojego bloga. I OSZALAŁAM Z RADOŚCI :-)

z tej radości rozum mi odebrało w żar przeszłam się przystanek, w efekcie uciekł mi tramwaj. Ale nie ma tego złego co na dobre nam nie wyjdzie (a przynajmniej trzeba poudawać, że tak bywa) dzięki temu miałam podwózkę LINIĄ T.  Wystrój jest urokliwie urzekająco sentymentalny.



pamiętacie taką animację wszystkie psy idą do nieba? ten na pewno trafił. 


Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger