przełamanie lodów

przełamanie lodów


@tłustykotek przesłała do mnie zaproszenie na fb więc poczułam się zobligowana do wyprawy na miasto, a że żar z nieba się lał, więc aura sprzyjała wyprawie. Jak to ja trochę pobłądziłam zwiedzając Hożą nie po tej stronie co trzeba, ale przynajmniej miałam spacerek :-) Co tu będę ukrywać afisz mnie zachwyca, cała akcja porywa. 


Ten zaułek z budownictwem z czerwonej cegły mnie zachwyca za każdym razem kiedy tam przechodzę, więc tym większa była moja radość, że mogę wypatrywać kocich znaków, podążać za nimi, żeby odnaleźć małą lodziarnię ukrytą za rogiem. 





Teraz najważniejsze: lody :-) +Tłusty Kotek ma przeuroczą oprawę. Idą na fali lodów naturalnych, które teraz biją rekordy popularności. Na mieście powstaje masa lodziarni serwujących lodowe przysmaki, więc konkurencja jest i rzeczywiście trzeba się nieźle namęczyć, żeby przyciągnąć klienta. Kot działa, bo tak sobie ustawiłam dzisiaj trasę, żeby specjalnie sprawdzić co w trawie piszczy. Powiem szczerze są megaśnie pyszne. Skusiłam się na czekoladowe z kawałkami czekolady oraz śmietankowe z malinami i jeżynami i jest moc, jest pysznie, ale... 
Jeśli mam być szczera, a zamiarem mojego bloga było poszukiwanie miejsc fajnych, z klimatem, serwujących dobre jedzenie, ale również tanich to niestety 5 zł za gałkę to jednak w mojej skali zbyt wygórowana cena, ale SMAK jest nieziemsko dobry, więc warto się na nie skusić, ale trzeba się liczyć z wydatkiem. 
Tłusty Kotek konkuruje z lodami z Pl. Zbawiciela.
a konkurencja nie śpi.

Tłusty Kotek Hoża 50
podążajcie za kotem :-)




jestem zauroczona wystawieniem przez sklep ROOM OUTLET wystawił przeuroczego psiaka i miskę z tabliczką
WODA DLA WSZYSTKICH PSÓW
i za to ich kocham <3

Chmielna 

@sexyduck

@sexyduck



Zaczniemy od liścia... 


 przejdziemy do piwa... stout w @kufleikapsle które nie potrzebują reklamy podziwiając tłumy za każdym razem kiedy tam się wybieramy. O ten przybytek piwny nie muszę się martwić.


zahaczymy o mural, co to mnie ostatnio przyciągnął do siebie. Podążając Piękną wpadłam na niego. Starość temat tabu, a jednak nieunikniony element naszego życia...



A skończymy na przyjemności życiowej JEDZENIU, szamaniu, wcinaniu, pochłanianiu, wciąganiu, rozkoszowaniu się, bo można na wiele sposobów. Czasem samemu, w zaciszu domu, pod chmurką, parasolem, w lokalu. Nie zawsze najważniejsze są potrawy, bo nie zawsze zniewalają, ale ten człowiek co to z nami się posiłkuje dopełnia całość. Celebrowanie wspólnego jedzenia wam życzę. A czy polecam SEXYDUCK? 
Sama nazwa może lekko onieśmielić lub wprost przeciwnie przyciągnąć głodnego wrażeń smakosza
 Na tapetę poszła pizza. Cienkie ciasto, jakiego można było się spodziewać po włoskiej restauracji... Było w porządku. Jeśli miałabym to porównać do seksu to poczułam się jak rozpalona kaczka, a skończyłam jak zdziwiona kaczka, że ze mnie dziwaczka to bywa i tak... a może z wiekiem robię się bardziej wymagająca, jeśli chodzi o jedzenie i sexyduck's :-)


Wyprawa do toalety to była świetna zabawa w podchody: tropisz jak kaczkę... 





sexy duck
pl. Konstytucji

przypadek w @Beirut

przypadek w @Beirut


Często zachodzę co jest z tym PRZYPADKIEM, ale skoro nawet wielki mistrz Żółw powiedziała, że w życiu nie ma PRZYPADKÓW to należy się tego trzymać, bo przecież czegoś trzeba. Jak się temu głębiej przyjrzysz możesz sam dojść do podobnego wniosku. Były takie przełomowe momenty w moim życiu, które mogły zaważyć na moim życiu. Czy rozpaczam? Może gdzieś w równoległym świecie wiodę ten drugi scenariusz i zastanawiam się co by było gdyby... Gdyby moje życie potoczyłoby się inaczej nie byłabym tu gdzie jestem, nie czerpałabym radości z tego co robię, może nie znalazłabym swojego miejsca, a przede wszystkim nie spotkałabym pewnych ludzi na swojej drodze. Mój szalony pęd, który odbija mi się czasem czkawką spowodował, że zapisałam się na kolejny kurs. Tym razem bezlitośnie poddawałam się tak rozlicznym refleksją na temat swojej przyszłości, siebie, swojej kariery, sprawdzałam swój charakterek, sposób komunikacji.... wyciskałam z siebie siódme poty, że zasłużyłam na odpoczynek :-)
Czasem trafiamy w miejsca, spotykamy ludzi na których czekamy... czekamy na kolejne spotkanie, dlatego cieszę się z dnia dzisiejszego, bo to dar, a z nich trzeba się cieszyć. Raduję się, że spotykam na swojej drodze tak wartościowych ludzi, którzy pobudzają, stymulują, motywują, napędzają, intrygują... dziękuję im za to, że są. 



Kameralne oblewanie skończenia kursu musiało mieć odpowiednią oprawę... @BAIRUT nadawał się idealnie <3





truskawkowe piwo uderzyło mi do głowy
zapewniam, że nie raz wrócę tam, żeby się nim odurzać ;-)
wcinając falafele 





Ps. ponoć szczycą się najlepszym hummusem na mieście, co wy na to? 

BEIRUT
hummus&music&bar
Poznańska 12

Bazyliszek

Bazyliszek


Jeśli na swojej drodze spotykasz takowe hieroglify od razy przypominają ci się zamierzchłe czasy kiedy bawiłaś się w podchody i tego typu gry na podwórku, więc napędzana siłą wspomnień idziesz za znakami... Przechodzisz przez bramę i trafiasz do innego świata... ludzi pozytywnie zakręconych grami planszowymi... Było ciekawie podpatrzeć ich trochę jak są pochłonięci... A teraz się przyznać kto był albo w zakamarkach domowego ogniska sam grywa ze znajomymi? 





Pierwszy raz zobaczyłam nazwijmy to GAMEtruck - salon sprzedaży gier na kółkach. Oczywiście nie można zapominać o strawie w ferworze gry obok był FOODtruck :-) czad na maksa.


warszawskie sacrum

warszawskie sacrum



Warszawa to nie tylko skupisko knajp i lokali wartych odwiedzenia. To nie tylko zabytki, pomniki, miejsca świadczące o historii. To miasto, które z popiołu powstało. Było cmentarzyskiem... Miasto to ludzie - ci rodowici z dziada pradziada, ci co to za pracą przyjechali i już zostali, przejezdni, ludzie żyjący w pośpiechu, turyści.
Warszawę można też przemierzać wyznaczając różne punkty odniesienia. Każdy może znaleźć coś dla siebie i to jest in plus. 
Jednym z takich punktów odniesienia mogą być świątynie, kościoły, bazyliki. Każda ma swoją historię, miejsce w hierarchii. 
Ten jest wyjątkowy - nie tylko ze względów architektonicznych, bycia świadkiem historii, ale również z powodu jednego świętego.  


Bazylika św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu na skos od Kampusu Głównego Uniwersytetu Warszawskiego oraz pomnika Mikołaja Kopernika i Polskiej Akademii Nauk.


Jedna ze ścian jest ozdobiona metalowymi tabliczkami dziękczynnymi skierowanymi do św. Judy Tadeusza - patrona spraw beznadziejnych. Po raz pierwszy usłyszałam o nim wieki temu. Moja znajoma miała dość nieudanych związków i relacji. Powiedziała, że próbowała już wszystkiego, więc co jej szkodzi. Do tej pory śmiejemy się, że wymodliła - wyprosiła sobie męża u Judy.

Jakiś czas temu znajoma zabrała mnie do kościoła, mówiąc chodź pokarzę ci coś. Tak trafiłam przed oblicze świętego.
W życiu każdego człowieka zdarzają się momenty zwątpienia, poczucia, że znalazł się w kropce, że nie da rady. Każdy radzi sobie w takich sytuacjach na swój sposób. Dla mnie warto próbować - doświadczać... nie zaszkodzi wiedzieć, że jest ktoś na górze od tych beznadziejnych spraw i może nam pomóc. Poszperałam w necie i okazało się, że są nawet specjalne modlitwy, ale dla mnie nie ważne są wysublimowane zwrotki. Jak będziesz mówić z serca, szczerze to każdy cię wysłucha. A nawet jak się nic nie stanie - poczujesz ulgę, nabierzesz dystansu i może się okazać, że nasze beznadziejne sprawy nie są aż tak beznadziejne. Potrzebowałeś tylko miejsca w którym nabierzesz dystansu do całej sprawy, możesz pomyśleć, znaleźć rozwiązania, wyciszyć się...

A tak na marginesie żeńskim odpowiednikiem św. Judy jest św. Rita.




http://www.swkrzyz.pl/index.php/historia/historia-kosciola

ps. bazylika ma konto na fb :-) 


słów kilka


Będzie krótko i treściwie:
jestem posiadaczką pewnych umiejętności, którymi lepiej się nie chwalić publicznie, ale w wyniku uaktywnienia się owych zdolności utraciłam bezpowrotnie - mimo wyrwanej kępki włosów, potoku łez i sterty wysłanych maili do zespołu Instagram - dostęp do poprzedniego konta @blondynkwarszawie


Musiałam podnieść się po stłuczce i zacząć od nowa :-)
Kto ma ochotę zapraszam.

https://www.instagram.com/talk2blondynkawarszawie/
@bierhalle i spółka rowerowa

@bierhalle i spółka rowerowa


Z zasady powinnam omijać szerokim łukiem sieciówki, ale... niby dlaczego mam je dyskryminować kiedy w praktyce okazuje się, że niektóre z nich serwują naprawdę pyszne jedzenie. Do BIERHALLE przy Marszałkowskiej trafiłam w upalny dzień tuż przed godz. 17.00. Kelnerka wręczyła nam kartę menu i powiedziała, że do godz. 17.00 wszystkie pozycje z karty są o 50% tańsze i zdążymy jeszcze zamówić. Jakże mogłabym nie skorzystać. Pierwotnie nie miała być to sałatka, ale ponoć do piwa jest idealna, więc się skusiłam i NIE ŻAŁUJĘ, oj nie żałuję :-) 
PIWO MAJOWE - jest delikatne, nie ma posmaku goryczki idealne na takie upalne dni  - orzeźwiające, dobrze schłodzone. 
Do tego zjadłam SAŁATKĘ PIWNĄ :-) jakże by mogło być inaczej :-) tak, tak widzicie mięso :-) ale przecież nigdy nie składałam deklaracji, że wyrzekam się go na wieki, wieków... zredukowałam spożywaną ilość do minimum, ale to nie oznacza, że go nie spożywam w ogóle. Co by nie było sałatka jest megaśna i cieszę się niezmiernie, że dałam się na nią namówić. Pani była tak uprzejma, że do napiwku dorzuciłam coś gratis ;-) co rzadko mi się zdarza, ale byłam odurzona piwem majowym i sałatką ;-) więc nie można mi się dziwić. 


Kocham zraszacze miejskie - tylko cały czas zachodzę, dlaczego najbardziej skore do korzystania z nich są:  1. dzieci, 2. psy. Starsi ludzi (w tym ja) podchodzą do nich z rezerwą, lekką dozą nieśmiałości... muszę się przełamać i przy kolejnym lejącym się żarze z warszawskiego nieba wskoczyć na sam środek, popiszczeć euforycznie i uciec, żeby nie było, że to ja :-) 


To zdjęcie uważny obserwator - czytelnik może już kojarzyć, na tyle mi się spodobało, że dokonałam retuszu na wersję czarno- białą i jakoś bardziej do mnie przemawia ten obraz...



Sesja bohatera domu - z serii jakby Ci tu przypomnieć, że jestem WAŻNIEJSZA niż wszystkie pozostałe czynności jakie masz zamiar wykonywać :-) włącznie z pisaniem wpisów na bloga i nie tylko, jak widać na załączonym obrazku. 



Ostatnio więcej spożywam dań w domu niż na mieście - może to z oszczędności, a może z lenistwa... a czasem deszcz sprawia, że człowiek dalej nie ujdzie niż metr od miejsca spotkania. Tak też było ostatnio z U. Udało mi się uciec pod daszek hotelu MDM na pl. Konstytucji - miała być wyprawa do Wi-Taj na kolejnej odkrywanie tajskiej kuchni, a skończyło się w @CAFENERO. 
Ok, kolejna sieciówka, to by się zgadzało... ale WESZŁAM Z PSEM :-) do środka i nikt mnie nie wyganiał z tego powodu. Tak na marginesie, chadzam ostatnio z psem i w żadnym z lokali nie zaproponowano wody dla psa... to mnie zastanawia. Wiem, że istnieje blog www.pieswmiescie.pl a mój ziomek z Wrocławia miał pomysł, żebym pisać bloga z perspektywy psa chadzającego po Wrocławiu, to może teraz blondynka wejdzie w spółkę z własnym psem? Obawiam się, że mój pies, morda kochana bezkonkurencyjnie podbiłaby blogosferę i później bym sobie nie poradziła z jej popularnością... :-D więc może będzie mi towarzyszyć od czasu do czasu pokazywać swoją mordkę to tu to tam... Ale faktycznie muszę poszukać miejsc przyjaznych dla psa w mieście, bo to jest gorący aspekt mojego jestestwa na chwilę obecną. 



A teraz niech ktoś zgadnie, gdzie można znaleźć  jegomościa na mieście? 


Odkryję przed wami rąbek tajemnicy - kilka dobrych lat, jak nie więcej spędziłam na przedmieściach stolicy, chociaż dzięki części mojej rodziny jestem w połowie rodowitym warszawiakiem, a w drugiej połowie mieszanką wybuchową. 
Obecnie mogę poczuć się jak mini wersja słoika i jest mi z tym dobrze. 
W niedzielę sprowadziłam o własnych siłach (nie wspomnę o efektach ubocznych mojego ambitnego podejścia do sprawy) jednośladowy pojazd, dzięki któremu będę mogła teraz jeździć to tu to tam.
Wersja sportowa pozostała na przedmieściach, a wersja miejska z koszyczkiem, jak przystało na poważnie traktującego sprawę człowieka, już czeka na użytkowanie. Jakie są moje refleksje po pierwszej ekspedycji? A no nie zdawałam sobie sprawy, że taki ogrom ludzi teraz jeździ na rowerach. I tutaj można dojść do zaskakujących obserwacji środowiska użytkującego jednoślady. Liczna grupa ma ambicje a la Tour de France tudzież Toru de Polone :-) wyglądają jakby zboczyli z trasy. Są urzekające rodzinne grupki. Są seniorzy co to mnie rozbrajają najbardziej, bo im zazdroszczę, że tak sobie razem na starość na rowerze... Są też ludzie na fali akcji rower z najbardziej wypasionymi modelami, koszykami, bajerami, strojem o la Boga. No i jeszcze normalsi co to zatrzymują się po drodze i robią zdjęcia ukochanym SŁONECZNIKOM :-) 

                                            kto by pomyślał takie cuda nieopodal stolicy...






Jestem duma z siebie, że po takiej przerwie rowerowej dałam radę - tylko potem był efekt, ale żyję i za jakieś kilka dni wsiądę znowu na rower tylko może tym razem zacznę od mniejszych dystansów :-) Gaja ze zrozumieniem zniosła mój stan i poległa ze mną w parku, żebym mogła do siebie dojść (psychicznie i fizycznie).




Na poparcie swojej tezy, że czasem warto w domu coś przygotować, bo żar z nieba się leje albo pada i wyjść człowiek nie ma jak albo i nie chce... to przecież może sam nawet jak ma ograniczone możliwości - zdolności kulinarne :-) skoro mnie się udaje to wam też :-D 



Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger