11.41 Łuczak & Springer

To było zauroczenie od pierwszego wejrzenia... cudak mój... gdzie on się podziewał tyle czasu...


Dzisiaj mnie oświeciło. Fajnie, że odwiedziłam targi, zrobiłam mini przewodnik po tym co zwróciło moją uwagę, ale na Boga!!! Czemu nie wpadłam na genialny pomysł, że może trzeba to wykorzystać do własnych celów, bo przecież to ostatni weekend przed świętami, a ja nie mam jeszcze prezentów... Jestem raczej zwolennikiem oryginalnych podarunków, zindywidualizowanych, więc targi wydają się wręcz idealnym miejscem, żeby tam coś znaleźć dla siebie. Wcisnęłam w swój rozkład dnia wyprawę na Bracką. 

Po szczęśliwych łowach, lecz z lekką konsternacją po konwersacji z panem udałam się na Mysią. Leica 6 x 7 Gallery stała się celem mojego marszu, gdzie zorganizowano spotkanie z Michałem Łuczakiem i Filipem Springerem, którzy opowiedzieli o owocach swojej współpracy. 

Siódmego grudnia 1988 roku o 11.41 ziemia zatrzęsła się i odmieniła życie mieszkańców armeńskiej miejscowości Spitak. 

Moja "znajomość" ze Springerem zaczęła się w Sandomierzu na Festiwalu Filmów Niezwykłych, dzięki Ewie. "Wanna
z kolumnadą" mnie zauroczyła. To jakby ktoś ubrał moje myśli i przelał je na papier, tylko nie wiem, dlaczego dostaje za nie kasę i spija śmietankę.  Z "Miedzianką" boksowałam się podczas podróży przez Europę i muszę zrobić do niej powtórne podejście, ponieważ wertepy europejskie nie sprzyjały skupieniu, którego wymagała ode mnie lektura. Kiedy wygrałam konkurs Wydawnictwa Czarne na mojej liście znalazł się Springer. Tutaj zaczęła się moja reporterska gorączka, która rosła pod wpływem Wrzenia Świata i nabywania kolejnych pozycji z gatunku. 
Będąc jeszcze podlotkiem, trafiłam na informacje o naborze do Polskiej Szkoły Reportażu i dostałam białej gorączki, a potem nadeszło zderzenie z brutalną rzeczywistością. 

Im przybywa mi lat, kiedy tylko padnie pytanie odnośnie mojego pisania myślę skrycie w duchu, że gdybym miała z tego żyć to wybrałabym właśnie reportaż. To połączenie mojej wrażliwości społecznej, chęci dzielenia się przemyśleniami o ważkich przemilczanych, zapominanych ludziach, miejscach, czy sprawach. 
Ale jak na razie ograniczam się do czytania dzieł innych, dłubania przy swoim wiekopomnym dziele i prowadzenia bloga.

Nie będę ukrywać, że poczułam lekki ukucie zazdrości, kiedy Michał Łuczak opowiadał o tym jak to się zaczęło. To niesamowite móc trafić do takiego miejsca, Obcować z ludźmi, którzy nadal nie pogodzili się z tragedią, jaka miała miejsce ponad trzydzieści lat temu. Może to nieodpowiednie słowo, ale fascynujący jest mechanizm przekazywania lęku przez starsze pokolenia. Zakorzenienie strachu w młodych, chociaż nie mieli nic wspólnego z tragicznym wydarzeniem. Wielowątkowość ujętego tematu zachęca do lektury. 






Chcąc wycisnąć z wolnego jak najwięcej udałam się na spacer. 





Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger