Wybierała się Blondynka za morze...

Wybierała się Blondynka za morze...

 Pewna Blondynka, jak na kobietę przystało, bywa czasem szalona. Pod wpływem impulsu jest
w stanie podjąć decyzję i potem dąży do niej prawie po trupach - uśmiercanych humanitarnie.  Mówią, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wyjazd nad morze w zimę, jak się okazało nie był jakimś innowacyjnym odkryciem patrząc na ilość turystów przechadzających się plażą, ale zawsze to zrobione kilometry, dotlenienie, którego skutki odczuwam nadal wypluwając sobie płuca przy każdej okazji. Warszawce zachciało się morza, to ma. Mogła przecież na jakieś Malediwy polecieć, to niech teraz nie narzeka, tylko chwali się, co w morskiej trawie piszczy.



Pierwsze, co zrobiłam to zostawiłam bagaż i poczłapałam na plażę przedzierając się przez las aż doszłam do tabliczki z groźnym WSTĘP ZABRONIONY przed bunkrem... grzecznie go ominęłam i ruszyłam przed siebie wiedziona bryzą morską i skrzekiem meworów ;-)
 
 I tak moim oczętom ukazała się pusta plaża z garstką ludzików inhalujących się i wystawiających swoje buzie w kierunku słońca. Serce me radowało się niezmiernie, szum morza to melodia dla mej skołatanej warszawskiej duszy. Zanim się obejrzałam zrobiłam 16km :-)

 
Jak byłam dzieckiem rodzice spontanicznie zapakowali do samochodu cały dobytek i wyruszyli ze znajomymi nad morze, żeby dzieci miały fun. W drodze powrotnej moja rodzicielka wpadła na szalony pomysł. W Gdańsku jest piękna katedra, a w niej sławne na całą Polskę organy. Jedziemy! -  zarządziła, więc papko wiele nie myśląc, zakręcił i pojechaliśmy.
Niestety wtedy kościół był zamknięty.
 
W XXI wieku blondynka pogadała z wujkiem Google. Znalazła www.archikatedrawoliwie.pl sprawdziła o której godzinie jest koncert organów i zaplanowała wypad ;-)


   A teraz dygresyjka.

 Blondynka w związku z tym, że w planach ma kilka podróży postanowiła wyposażyć się w SELFIE STICK. Zrobiłam wywiad środowiskowy. Pochodziłam od sklepu do sklepu. Dzień przed wyjazdem zakupuję pełna szczęścia i w domu okazuje się, że kabelek do ładowania kija ma zepsutą końcówkę, a nie mam już czasu na zwrot. Na miejscu okazuje się, że nadaję się na testera - zawsze zaopatrzę się w sprzęt z defektem ;-) Zakupiony kij jest wyposażony w łącze bluetooth, super. Oczywiście mój ducha winny kochany Honor nie łączy się z nim, mimo miliona prób.
Ale blondynka nie byłaby sobą, gdyby nie opatentowała sposobu. Mój kochany telefon jest wyposażony w samowyzwalacz dzięki czemu mam zdjęcia, ale kijek wraca do sklepu. Poszukam takiego z kabelkiem ;-)



 W Gdańsku bywałam już wielokrotnie. Dlatego wiedziałam, że spokojnie na pierwszy obiad mogę wybrać się do NALEŚNIKOWA, gdzie serwują naleśniki w różnej postaci do koloru do wyboru. Lubię takie pewniaki ;-) Ale resztę dni spędzałam na poszukiwaniu w ciemno czego efekty bywają przeróżne. Ryzyko zawodowe.




    Gdynia Orłowo


 Szczęśliwa blondynka w swoim lokum - tak, dobre widzicie - mieszkałam w STODOLE murowanej  i w dodatku zabytkowej, ale z ciepłą wodą, ogrzewaniem, kuchnią do dyspozycji.
 Pierwszy raz wybrałam Stogi za miejsce przeznaczenia i jestem zadowolona z wyboru. Warto czasem oddalić się od odstraszającego cenami centrum, żeby być bliżej ludzi, plaży. A do centrum miałam dwa tramwaje i 20 minut jazdy, więc było cudnie.

 
 
Stogi - zaśnieżona plaża - bezcenne.
Malediwy mogą się schować ;-)
 
 
Zagadka: co to za dworzec? ;-)
c.d.n.
Czytam architekturę: Le Corbusier. Rozmowa Piątka z Jędruch w obiektywie blondynki

Czytam architekturę: Le Corbusier. Rozmowa Piątka z Jędruch w obiektywie blondynki


Klubokawiarnia Radio Telewizja udostępniła swoją przestrzeń dla miłośników architektury, którzy zapełnili patio po najdrobniejszą szczelinkę wprowadzając w osłupienie gospodarzy.
Pierwsze spotkanie otwierające cykl, co miesięcznych spotkań: "Czytam architekturę"przybliżyło publiczności kontrowersyjną postać Le Corbusiera przy okazji premiery "Le Corbusier. Architekt jutra" Anthony'ego Flinta.

Grzegorz Piątek - architekt, krytyk i historyk architektury, poprowadził spotkanie z świeżo upieczoną
dr Dorotą Jędruch, która w swojej pracy analizowała m.in. twórczość Le Corbusier'a.



wdziać okulary a'la Le Corbusier i na ułamek sekundy poczuć się, jak on... i mieć wyobrażenie jak postrzegał otaczający go świat... niezastąpione.




Sama klubokawiarnia jest przeurocza, ale przebywanie w niej grozi wyczyszczeniem portfela i bólem kręgosłupa... plusem dodatnim ;-) jest podtrzymanie intelektualnego wizerunku, kiedy to przy rosole można rozważać o modernizmie wybierając z talerza literki.



Obawiam się, że ich jeszcze odwiedzę, a na pewno pojawię się przy okazji następnego spotkania, żeby pracować nas swoim intelektualnym wizerunkiem oczytanej panny w za dużych okularach ;-)


Pewne spotkania są jak choroby weneryczne - zarażające natychmiast, więc skończyło się na zagorzałej dyspucie intelektualnej
w PaństwoMiasto przy Żywym - zacnym trunku.  


Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger