Dwa Brzegi 11. Festiwal Filmu i Sztuki Kazimierz Dolny - Janowiec nad Wisłą
Dzieciństwo to dla mnie zapach odczynników z ciemni, czas spędzony w studio na podglądaniu jak pracuje mama, ale też czekanie na niedzielę i co tygodniową wyprawę z ojcem do kina Beata. Pożar kina odcisnął się na mojej psychice. Wrażenie porównywalne do nagłego, nic niezapowiadającego, zakończenia związku. Powstała wyrwa w sercu ziejąca jak krater po uderzeniu meteorytu. Byłam nastką, która nie wyobrażała sobie życia bez kina. Snułam się jak zombiak z kluczem na szyi, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Po wydeptaniu wszystkich ścieżek podjęłam decyzję. Wtedy wyprawa do stolicy była jak samotna wyprawa do Gdańska, ale mój upór był siłą napędową. Musiałam znaleźć nowe kino. Tak trafiłam do LUNY. Sprawdzałam inne kina, ale zawsze wracałam do niej. Beatę odrestaurowano po latach, teraz mieści się w niej nowa siedziba Domu Kultury, ale dla mnie to już nie to samo.
Teraz wyobraźcie sobie moją radość na wieść o zaproszeniu na 11. Festiwal Filmu i Sztuki do Kazimierza Dolnego. To jak wypuścić orkę na wolność :-D
Być VIPem choć raz w życiu bezcenne uczucie
Ze świadomością, że mamy tylko weekend plan był taki, że trzeba jak najwięcej zobaczyć nie oszczędzając siebie, ale przy zachowaniu resztek zdrowego rozsądku udało nam się znaleźć chwilę na piwo Kazimierskie nad Wisłą. Osobiście ciemniejsze bardziej przypadło mi do gustu.
Wasze zdrowie :-)
Jak znajdziesz miejsce, które zagwarantuje Ci dobre jedzenie to nie szukasz niczego więcej, zwłaszcza przy tak napiętym grafiku. Knajpa Artystyczna serwuje lemoniadę 9/10 (10 nadal dzierży lemoniada lawendowa z Malborka) i pyszne jedzenie, włącznie ze śniadaniem. Porcje pozwalają przetrwać cały dzień bez podjadania, chociaż na wakacjach pozwala sobie człowieka na pewne ustępstwa.
Senatorska 7
Kochani odkryłam dietę cud :-D
to kolejny smak z dzieciństwa pajda chleba ze smalcem i ogórkiem - pychota. Dawno nie jadłam tak dobrego chleba i smalcu. Rozpływające się w ustach, wciągnęłam dwie pajdy, a ich rozmiar był imponujący. W tym przypadku rozmiar jednak ma znaczenie ;-) Wszystko domowej roboty, a Pan sprzedający uroczy. Tu muszę nadmienić, że mieszkańcy Kazimierza skradli mi serce. Tyle dobroci, życzliwości, uśmiechu nam okazano, że aż serce się raduje. Tego się nie zapomina, to z tobą zostaje.
Zdjęcie z otwarcia oraz projekcji otwierającego festiwal Ja, Godard/REDOUTABLE reż. M. Hazanavicius, 2017
Film przybliża postać Godarda. Momentami się dłużył, ale nie każdy ma smykałkę do utrzymania tempa przy biograficznym filmie. Warto obejrzeć, żeby nie wyjść na ignoranta filmowego i zabłysnąć w towarzystwie intelektualistów perorując o wpływie jego twórczości w odniesieniu do marksizmu, maonizmu i wpływu jaki wywarł w świecie filmu.
Następnie Miłość/ AMOUR reż. M. Haneke z którym połączyliśmy się po projekcji filmu.
Haneke powiedział, że przez swoje filmy próbuje przywrócić prawdziwy odbiór zła, przemocy, który zatracają przez powszechność odbioru. Miłością przypomina prawdę o miłości, przywraca jej ludzki codzienny wymiar odrealniony przez ukazywanie jej w romantycznych pastelowych barwach jaki dominuje w kinie komercyjnym. Tu mierzymy się z miłością w podeszłym wieku, w obliczu choroby, zmagań z codziennością. Film można porównać do drzazgi, która nie chce wyjść, uwiera i nie daje o sobie zapomnieć. Wzrusza, zabiera dech. Czyż nie takiej miłości pragniemy, czy nie o niej marzymy? Najpierw tego romantycznego odurzenia, a potem właśnie takiego oddania, bycia, drobnych gestów...
Kazimierz nocą.
Leżąc na trawie, wdychając kazimierzowskie powietrze zapatrzyłam się na gwieździste niebo. Są w naszym życiu lepsze lub gorsze dni, a ono bez względu na to, co się dzieje jest niewzruszenie i niezmiennie piękne. W patrzeniu w gwiazdy jest coś uspakajającego, kojącego. Skoro one takie są to i ja jestem w stanie znaleźć w sobie ten spokój.
Poniżej zapowiedź pierwszego niedzielnego seansu ;-)
Kedi - sekretne życie kotów reż. C. Torun - po tym filmie mam ochotę pojechać do Istambułu i obfotografować mieszkające tam koty. To bardzo optymistyczny i piękny w swej prostocie film. Urzekają zdjęcia. Za serce ujmują prawdy w nim zawarte przypominające o czym nie powinniśmy zapominać w życiu.
Cafe Faktoria
To bardzo magiczne miejsce ;-) idealne na drugą kawę. Ale z ręką na sercu przyznaję się, że ilość pozycji przyprawiła mnie o zawrót głowy i zakłopotanie, ponieważ nie umiałam się zdecydować. Posiłkowałam się kluczem - kawa z mlekiem z odrobiną szaleństwa. To czasem pomaga.
Osobiście zakochałam się w CZARNOKSIĘŻNIKU Z KRAINY U.S. reż. B. Bruszewska - majstersztyk, jeśli chodzi o animację. Tuż za nią KOSMOS reż. D. Kopiec - niespełna trzy minuty ukazujące piękno seksu - istny KOSMOS ;-)
Jeśli chodzi o filmowe pozycje zachwyciły mnie: TOTALNA HARMONIA reż. R. Jarosz; CASTING K. Iskra oraz NAJPIĘKNIEJSZE FAJERWERKI EVER reż. A. Terpińskiej.
Na niedzielny maraton złożyły się jeszcze Królewicz Olch reż. K. Czekaj - ok, mam słabość do wiersza Goethe, nawet wykorzystałam go w swojej pracy magisterskiej ;-D ale... Film jest interpretacją wiersza osadzonego mocno we współczesności - warty obejrzenia, ale jakoś mnie nie porwał. W przeciwieństwie do DUSZY i CIAŁA/ ON BODY AND SOUL reż. I. Enyedi, który pokonał POKOT w Berlinie. Po tym filmie nie jem wołowiny, nie wspominając o wieprzowinie - nic wam, więcej nie powiem. Tak naprawdę jest to film o miłości. To niesamowite jak obszerny jest to temat, niby taki oklepany, ale każdy może go doświadczać, interpretować i ukazywać na swój sposób i to jest piękno sztuki. Ta miłość jest mistyczna, choć też pełna obaw, oczekiwań...
Festiwalowym pożegnaniem stanowiło spotkanie z CHAVELĄ VARGAS (reż. C. Gund, D. Kyi,) kobietą o wielu twarzach z głosem przeszywającym, chwytającym i ściskającym serce na wskroś. Ta kobieta wyśpiewywała miłość jak nikt inny - miłości jakiej nie chcemy doświadczać - pełnej tęsknoty, smutku, bólu, równocześnie ukazującym jej piękno. Jej ekspresja sceniczna przypomina mi Wróbelka.
Na zakończenie anegdotka. Ta kobieta onieśmiela. Nie tylko urodą i blaskiem jaki wokół siebie roztacza, ale również za sprawą tego, co robi - wiedzy, doświadczenia, oddania, pasji i miłości do kina. Oczywiście mówię o Grażynie Torbickiej, a nie o sobie ;-)
To było moje wyzwanie festiwalowe. Wykorzystać nadarzającą się okazję, która może się nie powtórzyć i zapytać drżącym głosem czy zrobi mi tą uprzejmość i zrobi sobie ze mną zdjęcie.
Nawet nie wie, jaką mam radość ze wspólnego zdjęcia.
Idą na spotkanie z Grażyną Torbicką nasze spojrzenia się spotkały i nie mogłam oderwać oczu od tego kolesia. To były ułamki sekundy. Pochłonięta ćwiczeniem w myślach pytania o zrobienie sobie zdjęcia, odgoniłam, niczym muchę, natarczywą myśl czy my się nie znamy? Uradowana wracam na miejsce. Te oczy nie dają mi spokoju, więc zachodzę w głowę skąd znam kolesia siedzącego trzy miejsca ode mnie. Spotkaliśmy się kiedyś? Robię retrospekcję facetów w swoim krótkim życiu i pustka. Zerkam ukradkiem, nasze spojrzenia się spotykają, ja speszona, bo za cholerę nie mogę sobie przypomnieć. O mały włos nie zakładam się, że do niego podejdę i zagadam. Przepraszam, ale wygląda "Pan jak B.S.", bo mnie nagle oświeca, że to chyba on. Na szczęście tego nie zrobiłam, bo się okazało, że to ON. Zapadłabym się pod ziemię.