skręć w lewo. - Nie mów mi jak mam żyć, czyli losy pewnej pyzy
W ramach dalszej artystycznej włóczęgi powróciliśmy do Hirakawy, co jest chyba najlepszą rekomendacją dla dzieła. Oczywiście na tym nie poprzestaliśmy.
Udaliśmy się na drugi brzeg Wisły, żebym po raz pierwszy i jak się niedługo okaże, nie ostatni raz, odwiedzić miała PraGaLerię, która jako pierwsza w Polsce prezentuje obrazy świeżo upieczonego absolwenta kijowskiej Akademii Sztuk Pięknych Nikity Tsoy'a Body Soma.
Zachwyciło mnie wykorzystanie surowość niegruntowanego płótna połączonego z oszczędnością białej farby, zachowanie maźnięć powstających w trakcie aktu tworzenia stanowiących dopełnienie zamierzonego wyrazu. Obrazy Tsoy'a są przejmujące. Każdy z nich porusza na swój wywrotowy sposób. Nie można przejść koło nich obojętnie. Są jak kopnięcie prądem, pozostaje miłe mrowienie, które zmusza do refleksji nad obrazami, myślami, przekazami.
Najbardziej poruszyli mnie jeźdźcy - Horsman Nr 1 i Nr 2 przywodzący na myśl apokalipsę. Dla autora punktem wyjścia okazała się legenda o świętym Jerzym i smoku, ale same obrazy skupiają się na losach smoka, który tutaj czasem jest koniem, czasem scala się z jeźdźcem... wrażenie przyprawiające o dreszcze.
Serce skradł mi Krajewski opowiadający tak pięknie o obrazach i sztuce, że tylko dla niego miałabym ochotę tam wracać tak często jak tylko mogę, żeby go słuchać.
Mój ulubiony obraz Gabriel i Kowalska kontemplująca.
Wielką gratką dla nas i chyba największą atrakcją weekendu była możliwość podziwiania sztuki w wirtualnej przestrzeni. Już kiedyś pisałam wam o moich przygodach z Beksińskim. Wrażenie jest nieziemskie. Człowiek czuje się jak małe dziecko w fabryce czekolady.
Oczywiście zew jedzenia dopadł nas szybciej niż ustawa przewiduje. Męska załoga stwierdziła, że nie ma to tamto - PYZA nas uratuje. Oj, kochani jaka to była PYZA. w SŁOICZKU dwie solidne pyzunie z mięsem i do wyboru to, co obok. Zaskoczyłam sama siebie wybierając wątróbkę z borówką i czymś jeszcze. Wpadłam jak pyza w kompot. TO JEST PRZESZTOSOWO PYSZNE. Zresztą popatrzcie na Kowalską obraz naszej radości.
Zarzekam się jak mamusię kocham, że pierwszy raz strzeliłam sobie sweetfocię w toalecie, ale to te cholerne kafelki przypominające dzieło sztuki ;-) moje całe życie z artystami i dziełami.
Prześmiewczy kolaż warszawskich symboli. Mieliśmy niezłą rozkminkę - cudak niemiłosierny.
Na zakończenie artystyczna gratka/ zagadka dla wszystkich. Powyższe zdjęcie przedstawia perełkę polskiej architektury - kto wie jakiej niech pisze :-) W nagrodę zapraszam na pyzę na Brzeską 29/31
Finisaż naszego artystycznego melanżu miał miejsce w #CH25 na koncercie, który okazał się gwałtem na moje uszy, ale z moimi ryjkami nawet takie rzeczy jestem w stanie znieść.
2 komentarze:
dom kareta
marcin
kereta
Prześlij komentarz