Gamardżioba i co dalej?



Opowiem wam historię. Bywam naiwna jak pięcioletnie dziecko, co bywa urocze. Zazwyczaj przy wyborze miejsca kieruję się intuicją. Ważniejsze dla mnie są odczucia no i smak, a nie cena czy renoma danego lokalu. To tak jak
z poznawaniem ludzi czasem mamy do nich nosa, czasem się mylimy, a czasem po pewnych nie spodziewalibyśmy się, że może się to tak rozwinąć. 

Czasem lubię iść na łatwiznę. Przecież jest kilka dobrze prosperujących kont rekomendujących restauracje. Zasięgnęłam wici w wszystkowiedzącym świecie. Wybrałam się do lokalu polecanego przez najbardziej znaną blogerkę. Przekonała mnie bliskość lokalu. Z duszą na ramieniu i ściśniętym żołądkiem zamawiałam potrawy, mając w pamięci, że raz dałam się wsadzić na minę. Tym razem na szczęście było inaczej. Chociaż w samym Batumi zaczęła obowiązywać reguła za drugim razem jest gorzej niż za pierwszym hehehe 

W lato uwielbiam raczyć się chłodnikiem. Tu spróbowaliśmy jak mi się początkowo wydawało lokalnej wersji,
a pisząc okazało się, że to rosyjska receptura dobrze znanej nam zupy. Rosyjskie wpływy w Gruzji są zrozumiałe, więc wszystko jasne.


Wyróżnia ją baza, czyli kwas chlebowy, który dodam jest sprzedawany przez sympatyczne babuszki na ulicy
z cystern. Chętnych nie brakuje. Ja miałam pietra.
Zupa zawiera tarty ogórek skąd jej nazwa, do tego jajka i mięso, dzięki czemu jest treściwa i sycąca zarazem. Próbowaliśmy w kilku knajpach. Najlepszą znajdziecie w Mephaitone.


Ja wiem, że najbezpieczniejszą restauracją na świecie jest McD, ale tu spokojnie możecie odnaleźć restaurację tylko po to, żeby podziwiać architekturę. Na tle mojego ulubionego budynku z nadbudówkami, co oddaje ducha architektury tego miasta.


Tak, dobrze widzicie.
Mam słabość do architektury sakralnej - tu piękna katedra pod wezwaniem Matki Boskiej. W planach była wyprawa do Sameby (zdjęcie poniżej), skąd ze wzgórza rozciąga się piękny widok na miasto, ale znaleźliśmy alternatywę nie do przebicia. W mieście znajdziecie zarówno synagogę, jak również meczet. 

Jeśli już mówimy o widokach to polecam zwiedzić Batumi od strony portu, gdzie znajdziecie wieżę z alfabetem, jak również słynną interaktywną rzeźba Ali i Nino autorstwa Tamara Kvestidze stanowiąca ilustrację opowieści Kurbana Saida o miłości azera muzułmanina i gruzińskiej księżniczki. Trzeba liczyć się z żywą masą turystów i nagabujących sprzedawców. Oddech można złapać wjeżdżając na górę, żeby podziwiać widoki za jedyne 15 lari ok. 16-17zł.
Zresztą sami zobaczcie.



widok na port (góra)







Będąc w nowym miejscu coraz częściej lubię odkrywać lokalne aspekty miasta.
Nie odbyło się od znalezienia największego bazaru na którym znajdowała się hala ze świeżymi przyprawami, herbatami, kawami, owocami, warzywami, alkoholem czy mięsem. 



Mój wzrok nieustannie przykuwały fikuśnie wiszące... no właśnie jak to nazwać, bo wyglądają jak zagadkowe świeczki lub kabanosy, a to churczchele - gruzińskie słodycze, które spotkacie na każdym rogu. To orzechy zalane zastygłym syropem owocowym, najczęściej winogronowym, wiadomo Gruzja ;-) kosztuje od 1,5-3 lari (2,5-4zł). Smakują sama nie wiem... czułam posmak figi, lekko się ciągnęło. 


Mój faworyt - gruzińska lemoniada. Najlepsza pod słońcem. Iście owocowa bomba. Znaleźliśmy około 8 firm i każda lekko różni się od poprzedniej. Najbardziej zaskakująca to zielona rozmarynowa. Podśmiechuję się z niej, że to ludwik do picia, ale warto jej spróbować, bo albo ją polubisz albo Cię odrzuci na dzień dobry.


Mój smak cream de la creme wszystkich lemoniad
lemoniada cream waniliowa najlepszej firmy


U góry ludwik we własnej osobie ze skromniejszą cytrynką.
A na dole maleństwo 10kg żywej wagi pan arbus w całej okazałości. 
Najmniejszy dla jasności. To kwintesencja smaku. Jestem arbuzolubnym stworzeniem. Pochłaniam nawet te wysokoprocentowo-wyskokowe wersje. A ten był nieziemsko pyszny.  


Jak przystało na prawdziwych europejczyków skończyliśmy w brytyjskim pubie na placu Piazza stylizowanym na włoski plac z znaczącą 10-letnią historią, gdzie nawet w deszczu są tłumy. 





Nasza pierwsza wyprawa skończyła się kontrolą biletów i wypuszczeniem bez mandatu. Internety piszą, że można płacić kierowcy, co nie do końca okazało się prawdą. Pośrednio można, jeśli wybierze się odpowiedniego przewodnika, czytaj prywatnego. W publicznym transporcie obowiązują Batumi Card, które możecie zdobyć tylko
w jednym miejscu metroservice (zdjęcie powyżej)
Pani była na tyle sympatyczna, że pokazała nam jak je załadować. Po wejściu do autobusu należy je przyłożyć do kasownika. Bilety ze względu na tanie paliwo są mega tanie w porównaniu do warszawskich cen. Karta jest ważna przez 10 lat. 

Zaopatrzeni w karty mogliśmy łapać bus. Klimatyzowany, co jest plusem przy takich temperaturach
i odległościach. Za pierwszym razem autentycznie ustąpiono nam miejsca, co zbiło mnie z tropu. Dwa przystanki później mieliśmy kontrolę biletową. Za drugim razem poszło gładko. 


Tyle zachodu i pewnie zastanawiacie się po co?
Gonio
ruiny starożytnych Rzymian, a dokładniej obozu zachowane w niezłym stanie.
Co ciekawsze pracowała tam ekipa polskich archeologów. A wśród zbiorów znaleziono polską monetę.
Jesteśmy wszędzie. 



I zanim się zorientowaliśmy trzeba było wracać.
Gruzja skradła mi kawałek serca, więc chętnie do niej wrócę, żeby zobaczyć jeszcze więcej. W tym muzeum Stalina i stolicę. Spodziewajcie się kolejnych relacji.


Mephaitone Pushkina 99 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger