Neapol burdelo-bum-bum


Znacie to uczucie, kiedy bardzo czegoś pragniecie, a to wam ciągle umyka? Tak jest z moim wyjazdem do Portugalii. Od czasu pandemii po raz kolejny witam się z gąską, a potem bam. Wzrost zachorowań powoduje zmianę planów i kierunku podróży. Tym razem podglądałam znajomą pisarkę, która właśnie była z rodziną w świecącym pustki Neapolu. Kiedy należało zadać pytanie, którego nikt nie chciał zadać, jeśli nie Lizbona to co, zaświtała w mej głowie myśl: a może Italia. Dotychczas widziałam północ, więc wyprawa na południe będzie dla mnie też ekscytującą przygodą. Tym bardziej po wypowiedzi męża pisarki, Neapol wydał się kierunkiem idealnym. 


Podczas jazdy taksówką z lotniska w ramach rezerwacji, nie opuszczało mnie wrażenie, a może raczej przerażenie, w co my się wpakowaliśmy. Włoscy kierowcy mają swoją interpretację przepisów drogowych. Za oknem rozwijały się piękne widoki, które mocno kontrastowały z wszędobylskim syfem na ulicach. W pierwszej chwili pomyślałam o Batumi, patrząc miszmasz architektury miasta. Jednym słowem pierwsze chwile to przerażenie chaosem, kakofonią klaksonów i brudem. Nie mogliśmy lepiej zacząć. Od pierwszego dnia mam w głowie Neapol burdello-bum-bum, do końca mnie już to nie opuści. Do tego, żeby było bardziej epicko nawiedza nas Lucyfer dorzucając dosłownie do pieca. Odczuwalna temperatura 40 stopni, w cieniu. W takich warunkach zwiedzamy Pompeje. Wezuwiusza byśmy już nie dali rady, więc może kolejnym razem, bo wiem, że chętnie wrócę do Italii. 


Neapol to miasto skrajności, jeśli chodzi o architekturę. Po kilku dniach przesiąkasz tym chaosem i czujesz się po powrocie do spokojnej Polski jakoś nieswojo. Urzekają ludzie. Nie mylcie Neapolitańczyków z Włochami to istne faux pas popełnione przeze mnie w dobrej mierze chęci pochwalenia jedzenia spożywanego na balkonie jednej z lepszych pizzerie. Nie z każdym dogadamy się po angielsku, ale podłapujemy kilka słówek po włosku i jakoś udaje się dokonać zamówienia tu i ówdzie dostając to, co chcieliśmy. A ja łapię wakacyjnego bakcyla, że będę uczyć się nowego języka i na starość przeprowadzę się jednak tu, bo jedzenie, bo ludzie, bo zabytki. 


Uwielbiam urokliwe kawiarenki ukryte w zaułkach. Zdziwienie na widok zamawiania filiżanki espresso i tonicu, które mieszam ze sobą, przyrządzając espresso tonic, które tu spotyka się z niezmiennym zdziwieniem i potrząsaniem głowy, co te turysty wydziwiają. Może przyczyniliśmy się do kawowej rewolucji pijąc to w każdym miejscu dla ochłody?  Na marginesie zakochałam się w tej kawie, a nie znoszę toniku. 



Zachodzę w głowę czy pranie jest wystawiane dla turystów, bo stało się symbolem miasta? czy to jednak forma oszczędności przestrzeni? 


Będąc wytworem wpływu wielu seriali oraz filmów musiałam ich spróbować. Moja porcja sławnego deseru Cannoli rozmiarami onieśmiela. Najbliższe skojarzenie to nasza rurka z kremem. We włoskiej wersji nadziewana pysznym serem. Ta nasza zacnie się prezentuje, ale nie do końca mnie przekonała. Może w innym miejscu mają lepsze. Była na tyle słodka, że nie miałam ochoty przy takim upale na poszukiwanie kolejnych. 


Dla ochłody skryliśmy się w murach dawnych rzymskich koszar w których obecnie mieści się muzeum archeologii. Zbiory oraz rozmiar samego budynku jest imponujący, ale zwiedzanie w maseczkach to epickie wspomnienie, które należy uwiecznić dla potomnych. Niestety w zabytkowym budynku za klimatyzację robią nieliczne wiatraki oraz przeciągi, ale każdemu polecam odwiedzenie tego przybytku sztuki. Zresztą sami popatrzcie na kilka eksponatów. 





Wyprawa na wzgórze kolejką linową, żeby chociaż z oddali podziwiać Wezuwiusza - jeszcze się spotkamy koleżko. Mam nadzieję, że do tego momentu nie postanowisz wybuchnąć, bo robisz to
w miarę regularnie. 


Nie można mówić o wyprawie do tego miasta pomijając najważniejszego aspektu JEDZENIA, które znane jest na całym świecie. PIZZA jedna z najlepszych jakie w życiu jadłam. Prostota składników, która onieśmiela podniebienie. Sos pomidorowy, oliwa, bazylia, ser i mamy podstawę, która rozpływa się w ustach z każdym kolejnym kęsem. Po powrocie do kraju szukam tego smaku, ale znajduję go w nielicznych miejscach. 

Pizza smażona w głębokim oleju. Ciekawe doznanie, ale jednak kocham klasyki. W moich żyłach płynie gluten i dla samego jedzenia mogłabym tam zamieszkać. 



Jedno z najbardziej spektakularnych widoków podczas jedzenia na Capri, wyspie która zapiera dech i czyści wasze portfele za jednym podejściem. Urokliwe alejki z wijącymi się ścieżkami wśród białych domków. Niesamowita roślinność, bryza od wody, oliwki na co drugim drzewie, winorośla, jaskinie. W zakamarkach ukryta perfumeria prowadzona przez mnichów. 





Pompeje - kocham historię od dziecka. Będąc dzieckiem chciałam zostać artystką lub Indianą Jonsem, więc musiałam przejść się po bruku pamiętającym czasy Cesarstwa Rzymskiego. Przechadzając się nie opuszczała mnie myśl, że jesteśmy puchem marnym po którym pozostanie pamięć tych, którzy będą nas wspominać, a te kamienie, alejki, szczątki miasta nadal będą świadectwem czyjegoś życia. Niesamowite wrażenie pozostawia spacer w ponad 40 stopniach po tak dobrze zachowanym mieście. Niepowtarzalne doznanie móc poczuć pod skórą palców szorstkość kamieni, poczuć pod stopami kamienne ścieżki po których kiedyś przemieszczano się w lektykach. Zobaczyć na własne oczy ceramikę oraz malowidła, które nadal cieszą oko swoją prostotą oraz pięknem. 



Idealne miejsce na randkę po zmierzchu, kiedy miasto odżywa, jedna z lepszych pizz skonsumowana na balkonie. 


Jedna z moich ulubionych dzielnic łechcąca moje artystyczne serce. 



Słynne cytryny z których produkuje się limoncello - uraczono nas pierwszego wieczoru i pewnie znajdą się wielbiciele tego trunku. 




 

Brak komentarzy:

Copyright © 2014 bite me Martha , Blogger